Do Kazimierza – urokliwego miasta nad Wisłą, a zarazem jednego z najważniejszych w dawnej Rzeczypospolitej ośrodków handlu, gdzie „ze spływem zboża do Gdańska rodziły się fortuny”- docieramy dosyć nietypową drogą. Autokar podskakuje niczym na polnej drodze. Zakwaterowanie w schronisku w pokojach wieloosobowych, co niektórzy na bardzo wytrzymałych piętrowych łóżkach.
Z przewodniczką spotykamy się na rynku .Opowiada dzieje Kazimierza, w którego historii pojawiają się na przemian tak dobre jak i tragiczne rozdziały: pożary, zarazy, rok 1657 zajęcie miasta przez Szwedów, zniszczenia okresu II wojny światowej, mord na ludności żydowskiej i in.
Sporo przeszedł Kazimierz, by wyglądać tak, jak dzisiaj. Zwiedzamy dominującą nad miastem potężną, (budowaną jeszcze w średniowieczu, a potem przebudowaną w stylu renesansu lubelskiego) zabytkową farę św. Jana Chrzciciela i Bartłomieja, oraz jej trzy kaplice. Zawieszone nad połową nawy głównej organy (najstarsze w Polsce, bo z 1620r.) zadziwiają wszystkich swą wielkością i kształtami. Szepcząca pani przewodnik m. in. uświadamia nam co to są kurdybany. Dalsze zwiedzanie to wędrówka „jak po pochyłej” – cały czas pod górę, a to po to, by napawać się obrazami zachwycającymi z każdego „tarasu widokowego” Kazimierza. Docieramy do 3 krzyży. To miejsce upamiętniające ofiary morowe jest jednocześnie punktem widokowym na rozległą panoramę Kazimierza opasanego wstęgą Wisły. Dalsze zwiedzanie dotyczy renesansowego rynku z jego pięknymi kamienicami oraz dzielnicy żydowskiej. Dalej perspektywicznie wydłużonymi schodami podchodzimy do klasztoru oo. Reformatów na Wietrznej Górze, w obręb którego wkomponowany jest kościół pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny. Jest to najstarsze miejsce związane z prapoczątkiem Kazimierza, a także miejsce, gdzie wypiekany kogut z drożdżowego ciasta, wpisał się w tradycję miasta. To on zastąpił dorodne koguty pożerane przez zamieszkałego tam, a potem przepędzonego wodą święconą diabła.
Brzegiem Wisły docieramy do portu. Ze statku podziwiamy panoramę wybrzeża , a śpiew uczestników KUTW płynie po falach królowej rzek aż do Gdańska.
Wieczorem-spotkania integracyjne wycieczkowiczów. W drugim dniu podziwiamy i robimy sesje zdjęciowe na tle wspaniałych ruin Zamku w Janowcu. Jesteśmy zauroczeni tym miejscem, W muzeum zamku miłe zaskoczenie- portret m.in. Piotra Firleja właściciela zarówno janowieckiej jak i odrzykońskiej posiadłości. W barwach jesieni wąską ścieżką przechodzimy do skansenu. Tu obiektami godnymi uwagi są: dwór szlachecki z zebranymi we wnętrzach eksponatami z wsi Moniaki oraz spichlerz, w którym wyeksponowano sprzęty osadników nadwiślańskich. To nie koniec naszej wycieczki. Jedziemy do Puław. Pod nogami szeleszczą liście. Spacerowym krokiem przechodząc obok Domku Gotyckiego kierujemy się do sal pałacu książąt Czartoryskich. W tajemniczy park wkomponowana na planie koła budowla – Świątynia Sybilli stała się inspiracją do uwiecznienia krośnieńskiej grupy wycieczkowiczów w obiektywie.
Dalszym planowym punktem wycieczki jest Nałęczów. Rozsypani po parku zdrojowym wycieczkowicze KUTW, zebrali się przy Pałacu Małachowskich. Indywidualne zdjęcia z Prusem tematycznie zgrały się ze zwiedzaniem jedynego w Polsce muzeum B. Prusa działającego od 1961. Plan wycieczki uwieńczony pysznym obiadem w Kraśniku został entuzjastycznie przypieczętowany podziękowaniami i nie tylko. Bo starsza młodzież KUTW potrafi się dobrze bawić, a trzeba przyznać: Marysie w autokarze wiodły prym. Brawo!